Zimny ogień – wirtualna prezentacja wspomnień genetycznych Shaya Cormaca z 1760 roku, odtworzona w 2014 przez technika Abstergo Entertainment za pomocą Animusa.
Opis[]
Po kradzieży map od bandytów w Anticosti Shay udaje się do Nowej Fundlandii, by spotkać się z Jamesem Cookiem.
Przebieg[]
- James: Panie Cormac! Nie spodziewałem się pana tak szybko.
- Shay: Znalazłem plany podróży de la Vérendrye'a, ale ten diabeł używa jakiegoś szyfru. Nic nie rozumiem. Może panu się poszczęści?
Shay daje Cookowi mapy.
- James: Dziwne... To bardzo stary szyfr. Widziałem kiedyś podobny. Mogę narysować panu mapę...
- Shay: Albo może mi pan towarzyszyć. Pomóc mi znaleźć de la Vérendrye'a.
- James: Widzę, że sprawa jest pilna. Doskonale. Znowu pożeglujemy razem.
Shay staje u steru Morrigan.
- Christopher: Mniemam, że masz jakieś zaszłości z naszym druhem de la Vérendrye.
- Shay: Całą historię nienawiści od pierwszego wejrzenia. Powinienem wiedzieć, że nie trzeba ufać... moim dawnym przyjaciołom, którzy przygarnęli do siebie taką gnidę.
- James: Dobry Boże, cóż ten nieborak uczynił, że wywołuje taką niechęć? Znam go tylko jako członka wielkiej rodziny badaczy, przesuwających granice znanego świata.
- Christopher: Z tych paru krótkich spotkań, jakie z nim miałem, mogę rzec, że to człowiek skory do gniewu.
- Shay: To oględny sposób, żeby opisać nieprzyjemnego gbura.
- James: Ale czy jego czyny są jeszcze gorsze niż słowa?
- Christopher: Myślę, że historia tak uzna, szanowny panie Cook.
- Shay: Przynajmniej te czyny, które zapisuje się w historycznych księgach. Panie Cook, jak daleko na południe się pan zapuścił?
- James: Zupełnie niedaleko. W gruncie rzeczy, nie wypłynąłem poza Nantucket.
- Christopher: Znałem niegdyś jegomościa z tamtych stron... Ale to inna historia. Nigdy nie był pan w Indiach Zachodnich?
- James: Jeszcze nie. Ale Indie Zachodnie są już dokładnie opisane na mapach.
- Shay: Ach, a pan szuka nowego wyzwania?
- James: Między Bogiem a prawdą, owszem. Moje talenty wymagają nowo odkrytych okolic, takich jak Nowa Fundlandia czy Labrador.
- Shay: A jeżeli rzeknę panu, że widziałem mapę... nie mogę powiedzieć, gdzie.
- James: To materia delikatna? Dyplomatyczna może?
- Shay: Trafnie pan zgaduje. Na tej mapie były lądy, których żaden człowiek jeszcze nie widział. A przynajmniej żaden człowiek z naszego Imperium.
- James: Lądy, których żaden człowiek nie widział... Teraz waszmość mnie zaintrygowałeś, gdzież to było?
- Shay: Na południe od Japonii i Chin. I tak daleko na wschód od Madagaskaru, jak Lizbona jest od Bostonu.
- James: Ale... tam nic nie ma. I trzeba by mieć statek z nadzwyczajnymi zapasami, aby w ogóle podjąć taką wyprawę.
- Christopher: Chyba znam grupę ludzi, którzy mogliby objąć mecenat nad taką ekspedycją...
- Shay: Później opowiem panu więcej, kapitanie Cook. Człowiek może sobie wyrobić nazwisko jednym takim śmiałym odkryciem.
Mężczyźni usłyszeli echo wystrzału z działa.
- Christopher: Słyszałeś to, co ja?
- Shay: Ogień z dział. Gdzieś głęboko we mgle.
- James: Czy to może być de la Vérendrye?
- Shay: Może i tak. To tajna ekspedycja. Pewnie nie chcą pozostawiać żadnych świadków swojej podróży.
Morrigan zlokalizowała flotę de la Vérendrye'a.
- Załogant: Statek, ahoj!
- Christopher: Flota, kapitanie. Znaleźliśmy ich.
- James: Miejmy nadzieję, że nie przybywamy za późno. Mają nad nami przewagę.
- Shay: Doganiamy ich. Morrigan nas nie zawiedzie.
Shay zdołał zatopić sześć okrętów floty ekspedycyjnej.
- Załogant: Diabeł zesłał na nas ten śnieg, żeby nas pognębić.
- Shay: Nie spowolni nas na długo. A może dzięki śnieżycy uda nam się ich zaskoczyć.
Niespodziewanie Gist zauważył nadlatujące pociski ostrzału moździerzowego.
- Christopher: Kryć się!
- James: To zasadzka!
- Shay: Trzymać kurs!
Gdzie oni są?! - Christopher: W zasięgu strzału z moździerza. Tyle wiem na pewno.
Morrigan odnalazła okęt kawalera de la Vérendrye'a.
- James: To Sokół!
- Christopher: Irytujący do samego końca, De la Vérendrye musiał zostać z tyłu, żeby nas opóźnić.
- Shay: Nie mam wątpliwości, że zgłosił się do tego zadania na ochotnika.
Morrigan uszkadza Sokoła.
- Shay: Mamy ich! Gotować się do abordażu!
Członkowie załogi Morrigan przeprowadzili udany abordaż na Sokoła. Celem Shaya był Louis-Joseph Gauthier.
- Louis-Joseph: A więc myślisz, że możesz mnie pokonać, chłopcze?
(Ćwiczyłem się w strzelaniu, tym raziem trafię bezbłędnie.)
Zrobiłeś się miękki, Shay.
To wszystko, na co stać templariuszy?
Porzuć swoją bezrozumną misję!
Zginiesz na tych wodach!
Nikt nie będzie pamiętał twojego imienia! A moje przejdzie do legendy!
Asasyni zadbają, aby o tobie zapomniano!
Shay pokonuje de la Vérendrye'a. Ranny asasyn wstaje i opiera się o barierkę swego statku.
- Louis-Joseph: A więc, hodowco kapusty, nadal wierzysz, że templariusze mają rację?
- Shay: Do samego końca.
Shay uderza Francuza w brzuch, ten upada. Templariusz zauważa mapę leżąca na ziemi, podnosi ją.
- Shay: Ty łotrze! Achilles i Liam już pożeglowali na północ.
- Louis-Joseph: Hope... miała rację. Dobrze nadaję się... żeby odciągnąć... twoją uwagę.
Wściekły Shay podnosi i wyrzuca kawalera za burtę do wody. Po bitwie Shay rozmawia po raz ostatni z kapitanem Cookiem.
- Shay: Dziękuję za pomoc, kapitanie Cook.
- James: Cała przyjemność po mojej stronie, kapitanie Cormac. Żeglowanie z panem bywa bardzo... zajmujące.
- Christopher: Kłopoty nas lubią, to prawda.
- James: Panowie, powiedzcie prawdę... Pracujecie dla jakiejś organizacji? Dla Rady Admiralicji? Rozkazy wydaje wam bezpośrednio Jego Wysokość, prawda?
- Christopher: Nie moglibyśmy tego powiedzieć na głos, nawet jeżeli to prawda.
- Shay: Proszę wziąć te mapy. De la Vérendrye nie będzie już ich potrzebował. Skontaktujemy się z panem, kapitanie, w sprawie mecenatu nad pańskimi dalszymi wyprawami.
- James: Będę zobowiązany.
Konkluzja[]
Shayowi udało się zabić kawalera de la Vérendrye, jednak uświadomił sobie, że to miało jedynie odwrócić jego uwagę od wyprawy Liama i Achillesa, która miała za zadanie zbadać świątynię Prekursorów na dalekiej północy.
100% synchronizacji[]
Żeby uzyskać stuprocentową synchronizację z Shayem, należy:
- Nie zderzyć się z żadną górą lodową.
- Nie odnieść żadnych obrażeń.