Gburowaty jegomość – wirtualna prezentacja wspomnień genetycznych Ratonhnhaké:tona z 1770 roku, odtworzona przez jego potomka – Desmonda Milesa w 2012 roku przy pomocy Animusa 3.0.
Opis[]
Ratonhnhaké:ton wyrusza do pewnej osady, by spotkać mężczyznę, który wyszkoli chłopca na asasyna, by mógł się on zemścić na templariuszach i obronić swój lud.
Przebieg[]
Ratonhnhaké:ton opuszcza Kanatahséton, jego rodzinną wioskę i przekracza Pogranicze, by dotrzeć do osady, w której mieszka człowiek, który może go wyszkolić na asasyna.
- Ratonhnhaké:ton: Opuszczenie domu było trudniejsze, niż sądziłem. Oczekiwałem, że podróż wypełni mnie w pewien sposób dumą. Poczuciem spełnienia. Ale to, co popchnęło mnie do podróży wkrótce mi umknęło, a puste miejsce zajęły pytania – i całkiem spora ilość wątpliwości. Czy działałem zbyt pospiesznie? Czy popełniłem błąd? Inni ludzie w wiosce – sądzili, że to było coś, czego pragnę. Coś, co sam wybrałem. Ale ja tak nigdy nie czułem. Nie. To nie był wybór. To była konieczność. Bo jeśli nie ja, to w takim razie – kto?
Ratonhnhaké:ton idzie dalej przez Pogranicze. W rejonie John's Town napotyka pościg konny.
- Mężczyzna: Z DROGI!! Za nim!
Potem spotyka mężczyznę naprawiającego powóz. Kiedy go okradnie, też się zerwie.
- Mężczyzna: Hej! Co ty robisz!? To moje! Zapłacisz za to głową, łajdaku!
Ratonhnhaké:ton przekracza granicę i napotyka na moście dwóch drwali.
- Godfrey: Witaj!
- Terry: Musisz być jednym z tych miejscowych. Z tego, no… jak to się nazywa… plemię Irokezów? Ta. Stamtąd jesteś?
- Godfrey: Oczywiście, że nie, Terry. Irokezi to nie plemię.
- Terry: Właśnie, że tak.
- Godfrey: Właśnie, że nie! Irokezi to konfederacja.
- Terry: Konfede-co-co?
- Godfrey: Konfederacja, prostaku. Taka grupa. Sojusz. Mnóstwo różnych ludzi, zjednoczonych.
Ratonhnhaké:ton puka do drzwi posiadłości.
- Achilles: Czego?
- Ratonhnhaké:ton: Um… Ja… ja… powiedziano mi, że możesz mnie wyszkolić…
- Achilles: Nie. Odejdź!
- Ratonhnhaké:ton: Nie ruszam się stąd!
Potrzebuję miejsca na obóz. To powinno wytarczyć.
Ratonhnhaké:ton chowa się w stodole. Następnego dnia znów idzie do posiadłości.
- Ratonhnhaké:ton: Błagam, wszystko, o co proszę, to chwila pańskiego czasu…
- Achilles: Wybacz, jeśli poprzednio wyraziłem się niejasno – lub w jakiś sposób me słowa cię skonfundowały. Nie było moją intencją zasianie w tobie ziarna niepewności. Pozwól zatem, że wyrażę się jaśniej: WYNOŚ SIĘ Z MOJEJ ZIEMI!
- Ratonhnhaké:ton: Idę na górę!
Ratonhnhaké:ton wchodzi na balkon.
- Ratonhnhaké:ton: Proszę mnie tylko wysłuchać! Czego pan się tak boi?
Achilles otwiera drzwi i silnie popycha Ratonhnhaké:tona.
- Achilles: Boję się? Sądzisz, że CZEGOKOLWIEK się boję, a już w ogóle takiego małego, zadufanego w sobie durnia jak ty?! Och, możesz marzyć o tym, by zostać bohaterem. Galopować na ratunek, ratować świat – ale trzymaj tak dalej, a jedyna rzecz, która będzie dla ciebie pewna to ŚMIERĆ. Świat poszedł naprzód, chłopcze. I ty też lepiej sobie idź.
- Ratonhnhaké:ton: Nie odejdę! Słyszy mnie pan?! NIGDY nie odejdę! Tylko poczekaj, staruszku… Nie dam się pokonać tak łatwo…
Ratonhnhaké:ton kryje się w stodole. Budzi go hałas. Widzi dwóch intruzów.
- Włamywacz 1: To stary pierdziel – łatwo pójdzie.
- Włamywacz 2: To samo powiedziałeś ostatnim razem i skończyło się na martwym koniu i śliwie pod okiem.
- Ratonhnhaké:ton: Kim jesteście?
- Włamywacz 1: Nikim, kim powinieneś się przejmować, smarkaczu.
- Włamywacz 2: Lepiej zmykaj, zanim przydarzy ci się coś złego.
- Ratonhnhaké:ton: Nie.
- Włamywacz 2: Nie da się ukryć, że cię ostrzegaliśmy.
Ratonhnhaké:ton walczy z włamywaczami.
- Włamywacz: Ha! Popatrzcie, jak ten dzikus tańczy!
Śpiewy i duchy przodków teraz ci nie pomogą!
Powinieneś był uciec, gdy miałeś okazję…
Ratonhnhaké:ton pokonuje złodziei i przygważdża go ziemi.
- Ratonhnhaké:ton: Czemu tu jesteście? Czego chcecie?
- Włamywacz: Lepiej zapytaj szefa.
Ratonhnhaké:ton odwraca się i dostaje w twarz maczugą.
- Herszt: Pracujesz zatem dla staruszka, co? O to chodzi? Może to cię nakłoni do zwierzeń.
Achilles podkrada się i cicho zabija włamywaczy.
- Ratonhnhaké:ton: Dziękuję.
- Achilles: Posprzątaj tu. A potem chyba będziemy musieli porozmawiać…
Ratonhnhaké:ton wchodzi do posiadłości. Kiedy próbuje usiąść na krześle, to załamuje się pod jego ciężarem.
- Ratonhnhaké:ton: Przepraszam.
- Achilles: Nie twoja wina. Ten cały dom zaraz się rozpadnie. Cholerny cud, że jeszcze się nie zawalił. Tak czy owak, kim jesteś?
- Ratonhnhaké:ton: Nazywam się Ratonhnhaké:ton.
- Achilles: Jasne. Cóż, nawet nie będę próbował tego wymówić. A teraz mi powiedz, czemu tu jesteś.
- Ratonhnhaké:ton: Powiedziano mi, abym szukał tego symbolu.
- Achilles: Czy wiesz w ogóle, co ten symbol przedstawia? Czy wiesz, o co prosisz?
- Ratonhnhaké:ton: Nie.
- Achilles: A jednak tu jesteś. Te twoje „duchy” od wieków nękały asasynów. Odkąd Ezio odkorkował butelkę… Ach – ale ty nawet nie wiesz co to jest asasyn, prawda? Lepiej zatem usiądź wygodnie. Mam ci do opowiedzenia pewną historię i zajmie nam to dłuższą chwilę…
Achilles opowiedział Ratonhnhaké:tonowi historię asasynów.
- Achilles: I właśnie dlatego asasyni poświęcili się pogoni za templariuszami. Ponieważ jeśli templariuszom się powiedzie – wizje twojego ducha staną się rzeczywistością.
- Ratonhnhaké:ton: A więc ich powstrzymam.
- Achilles: Och, nie wątpię w to, że spróbujesz. Chodź. Muszę ci coś pokazać. Ostrożnie. Nie żartowałem mówić, że to całe domostwo rozpada się na kawałki.
- Ratonhnhaké:ton: Czemu go pan nie naprawi?
- Achilles: A po co? Poza tym nie mam odpowiednich materiałów do takiej pracy.
- Ratonhnhaké:ton: Więc proszę je kupić.
- Achilles: Popatrz na mnie! Sądzisz, że mogę po prostu wmaszerować do jakiegoś sklepu z sakiewką po brzegi wypełnioną funtami i zacząć zakupy?
- Ratonhnhaké:ton: Tak. Czemu nie?
- Achilles: Taki naiwny…
Achilles pociąga za kandelabr i otwiera się ukryte wejście do piwnicy.
- Achilles: Tędy.
Mężczyźni wchodzą do środka. Achilles pokazuje Ratonhnhaké:tonowi strój asasyna.
- Achilles: Nie sądź, że możesz tu po prostu wejść, zarzucić to na siebie i nazywać się asasynem.
- Ratonhnhaké:ton: Ja… nie… nigdy bym nie zakładał…
- Achilles: W porządku. Wiem, że potrafią przykuć wzrok… Bardzo dobrze. Będę cię szkolił. Wtedy dowiemy się, czy masz prawo nosić te szaty…
- Ratonhnhaké:ton: Dziękuję… eee…
- Achillles: Nazywam się Achilles. Chodź zatem. Przed nami dużo pracy.
Achilles pokazuje Ratonhnhaké:tonowi portrety templariuszy: Haythama Kenwaya, Nicholasa Biddle'a, Johna Pitcairna, Williama Johnsona, Benjamina Churcha i Charlesa Lee.
- Echo: Jesteś tylko pyłkiem kurzu. Niczym. Ty – i całe twoje plemię. Żyjecie w brudzie niczym zwierzęta. Niepomni prawdziwych zasad rządzących światem…
- Ratonhnhaké:ton: Czego chcą templariusze?
- Achilles: Tego, czego zawsze chcieli: kontroli. W koloniach widzą okazję. Szansę na nowy początek, nieskrępowany chaosem przeszłości. Dlatego wspierają Brytyjczyków. Tutaj mają szansę zademonstrować zalety swoich wierzeń: ludzie w służbie pryncypiów porządku i zorganizowania.
- Ratonhnhaké:ton: Widziałem, do czego doprowadzi ich nasz sukces. Muszą umrzeć, prawda? Wszyscy. Nawet mój ojciec.
- Achilles: Zwłaszcza twój ojciec. To on spaja wszystko razem.
Konkluzja[]
Ratonhnhaké:ton rozpoczyna szkolenie na asasyna.
100% synchronizacji[]
Do osiągnięcia stuprocentowej synchronizacji z Ratonhnhaké:tonem, należy utrzymać limit zdrowia – 50%.