Kodeks Altaïra Ibn-La'Ahada – zbiór dokumentów, występujący w Assassin's Creed II.
Assassin's Creed II[]
Opis i wstęp do historii[]
Kodeks jest dziełem napisanym przez lewantyńskiego mistrza asasynów żyjącego na przełomie XII i XIII wieku – Altaïra Ibn-La'Ahada. Altaïr napisał go po objęciu funkcji przywódcy asasynów w 1191 roku, po zabójstwie swojego dawnego mistrza Al Mualima.
Kodeks zawiera opisy elementów z życia Altaïra oraz – przede wszystkim – opisy wizji danych Altaïrowi przez Rajskie Jabłko, filozoficzne przemyślenia, relacje z wydarzeń współczesnych Altaïrowi oraz techniki zabójstw, parkouru i innych tematów powiązanych z działaniami asasynów. Autor nakreślił w nim także dwanaście rysunków.
Historia[]
Altaïr zaczął pisać Kodeks krótko po śmierci Al Mualima, a skończył w wieku blisko 92 lat. W 1257 roku, gdy Mongołowie pochodzili pod Masjaf, Altaïr przekazał Kodeks Niccolò i Maffeo Polo razem z pięcioma kluczami do jego biblioteki. Niccolò przekazał Kodeks swojemu synowi Marco. Marco przekazał ją Dantemu Alighieri, a Dante – swojemu uczniowi Domenico Auditore. W tym czasie Kodeks został rozebrany na pojedyncze kartki i załadowano go na statek w porcie Otranto, by ochronić go przed wpadnięciem w ręce pijanych piratów na usługach templariuszy.
W 1478 roku asasyn Ezio Auditore da Firenze podjął się próby zebrania wszystkich trzydziestu kartek Kodeksu. Już w pierwszym roku poszukiwań znalazł co najmniej sześć kartek, kontynuując dzieło swego ojca. Strony znajdowały się w Wenecji, Florencji, San Gimignano i Forlì, a kilka było także w posiadaniu celów Ezia. Do roku 1499 Ezio zebrał komplet trzydziestu stron i umieścił na specjalnie przeznaczonej na Kodeks ścianę w Villa Auditore w Monteriggioni. Każda strona Kodeksu została rozszyfrowana przez przyjaciela Ezia – artystę i wynalazcę imieniem Leonardo da Vinci. Razem z pozostałymi asasynami ułożył strony we właściwej pozycji. Po przebadaniu jej Orlim Wzrokiem dowiedział się, że krypta, w której ma się objawić opisywany przez Kodeks „Prorok”, znajduje się w Rzymie pod kaplicą sykstyńską w Watykanie. Na mapie zaznaczono także lokacje pozostałych krypt.
Po ataku Cesare Borgii na Monteriggioni 2 stycznia 1500 roku, Kodeks został ponownie rozdzielony.
We wczesnych latach XXI wieku strony Kodeksu zostały rozdzielone jeszcze raz. Wiele z nich znalazło się w rękach prywatnych kolekcjonerów – w większości członków zakonu templariuszy. Część z nich znalazło się wśród zabytków, np. w zbiorach bibliotecznych we Florencji.
Treść stron[]
Osiemnaście stron Kodeksu traktuje o filozofii, a dwanaście z nich to rysunki Altaïra.
1-15[]
Poświęciłem temu artefaktowi wiele dni. Lub może tygodni? Miesięcy? Sam już straciłem rachubę…
Od czasu do czasu przychodzą tu różni ludzie – proponując strawę lub rozrywkę. Powiadają, że powinienem podejść z dystansem do tych badań… Malik nawet doradzał, bym całkowicie je porzucił. Ale nie jestem jeszcze gotowy, by się poddać. Zagadka Rajskiego Jabłka zostanie rozwikłana. Nie może być inaczej… Czy to broń? Czy zbiór wiedzy? A może jedno i drugie? „Ten, kto pożąda wiedzy, skazuje się na łzy…” Pojmuję filozofię tego stwierdzenia… Ale jeśli to prawda – w dosłownym znaczeniu? Oto naród wygrywający wojny przy użyciu rozumu i wiedzy, miast stali i oręża… Jego działanie jest proste. Rzekłbym, elementarne. Władza. Kontrola. Ale sam proces… metody i środki, które wykorzystuje… TO jest coś fascynującego. Ci, którzy przysięgną wierność, otrzymują obietnicę spełnienia wszystkich pragnień. A cena jest tylko jedna: całkowite i bezwarunkowe posłuszeństwo. I któż zdołałby się temu oprzeć? Toż to ucieleśnienie wszystkich pokus. Sam pamiętam mą własną chwilę słabości, gdy stanąłem przed Al Mualimem, a jego słowa wstrząsnęły ma wiarą. On, który zdawał się być jak ojciec, okazał się mym największym wrogiem. Wystarczyła krótka, ulotna chwila zwątpienia, by wdarł się do mego umysłu. Ale pokonałem jego upiory – umocniłem się wiarą – i odesłałem go z tego świata. Uwolniłem swą duszę. Ale teraz się zastanawiam… Czy aby na pewno? I oto jestem – desperacko próbując zrozumieć to, co przysiągłem zniszczyć. Dlaczego? Bo Jabłko ma swą opowieść do przekazania. Wyczuwam obecność czegoś – potężnego i groźnego… Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. I moim obowiązkiem jest coś z tym zrobić. Nie wolno mi – nie mogę – zawrócić z tej drogi, póki nie odkryję prawdy.
Oto trzy wielkie ironie Zakonu Asasynów:
1. Pragniemy pokoju, ale dążymy do niego, mordując;
2. pragniemy otworzyć ludzkie umysły, lecz wymagamy posłuszeństwa wobec mistrza i ustalonych zasad;
3. pragniemy pokazać, jak niebezpieczna jest ślepa wiara, a sami ją praktykujemy.
Nie mam zadowalającej odpowiedzi na te zarzuty, a jedynie wymówki… Stosujemy się do zasad, mając na względzie większe dobro? Jeśli tak, to jak to o nas świadczy? Czy to czyni nas kłamcami? Oszustami? Słabeuszami? Ciągle zmagam się z tymi przeciwieństwami i mimo wielu lat rozmyślań, nie znalazłem odpowiedzi… Lękam się, że ona nie istnieje.
Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone. Czy odpowiedzią jest nasza wiara? Czy jednocześnie mogą być to dwie rzeczy – całkowite przeciwieństwa? Mamy szlachetne zamiary, a realizujemy je barbarzyńskimi metodami? My, celebrujący świętość życia, jednak pospiesznie odbierający je tym, których uważamy za wrogów?
Kim byli Ci, Którzy Byli Przed Nami? Kto ich tu sprowadził? Kiedy? Wieki temu? Tysiąclecia temu? A może jeszcze dawniej? Tak niewiele po nich zostało… Co ich wygoniło? Czym są artefakty? Wiadomościami w butelce? Narzędziami pozostawionymi, by nam pomagały i prowadziły nas? A może walczymy o ich śmieci, nadając boski cel i znaczenie porzuconym zabawkom?
Robert de Sable nie żyje, lecz jego bractwo przetrwało. Obawiam się, że wciąż stanowią zagrożenie, choć nie rzucają się już w oczy. Kiedyś dumnie kroczyli ulicami – będąc łatwymi celami – teraz usunęli się w cień. Coraz trudniej ich znaleźć. Jakież spiski uknują w mroku? Nasza praca będzie o wiele trudniejsza. Już pojawiły się plotki o poruszeniu na Cyprze. Muszę to sprawdzić…
Uświadomiłem sobie, że my też musimy zmienić taktykę. To oznacza koniec naszej fortecy. Naszego zamiłowania do publicznych zabójstw. Musimy po cichu tkać naszą sieć. Należy to robić zupełnie inaczej niż w przeszłości.
Choć proszę mych braci o zaprzestanie rytuałów, to nie żądam wyrzeczenia się kreda. ONO czyni nas asasynami. Nie ucięcie palca. Nie fałszywa obietnica raju. Nie zakaz używania trucizn. Mamy służyć ludziom, nie zwyczajom. Jeżeli musimy się skradać, będziemy się skradać. Gdy trzeba użyć trucizny, skorzystamy z niej. Jeśli możemy posługiwać się ostrzami, nie obcinając palców, to nie będziemy ich odejmować. I nie będziemy zwodzić nowicjuszy kłamstwami i tanimi sztuczkami. Będziemy mówić otwarcie i szczerze. Przejdziemy prawdziwe odnowienie…
Sądziłem, że Adha pozwoli mi odpocząć, odłożyć ostrze i żyć jak normalny człowiek. Teraz już wiem, że to marzenia ściętej głowy…
Jej twarz. Próbuję o niej nie myśleć, wspominając dnie i noce, kiedy ścigałem po morzu templariuszy, którzy ją porwali. Prawie zdążyłem. Prawie. Szkoda, że nie byłem szybszy. Zamiast tego trzymałem w ramionach jej martwe ciało – widziałem strach zastygły w jej nieruchomych oczach…
Tropiłem każdego z nich – jednego po drugim – dopóki nie zabiłem wszystkich. Lecz nie dało mi to radości. Żadnej satysfakcji, ani ulgi. Ich śmierć nie przywróciła jej życia. Nie zaleczyła mych ran. Wiedziałem, że już nigdy, do żadnej kobiety nie zapałam takim uczuciem, jak do niej.
Na szczęście, myliłem się.
Dlaczego nasze instynkty popychają nas do przemocy? Badałem relacje między różnymi gatunkami. Wrodzony instynkt przetrwania domaga się śmierci innych istot. Dlaczego nie mogą żyć w zgodzie? Tak wielu wierzy, że świat został stworzony przez boską moc – lecz ja widzę tylko plan szaleńca, łaknącego zniszczenia i desperacji. Nasze początki zdają się być chaotyczne. Niezamierzone. Tylko upływ czasu nadaje sens naszemu istnieniu. Wymusza go przede wszystkim natura – dopiero później ludzie…
Z czasem, każde zdanie, powtarzane dostatecznie często, staje się oczywistością. Zamienia się w prawdę. Po warunkiem, że uda nam się przetrwać spory i uciszyć przeciwników. Lecz jeśli nam się uda – i pokonamy wszystkich rywali – to, co pozostanie, stanie się prawdą.
Czy w obiektywnym znaczeniu jest to prawda? Nie. Ale czy można mieć naprawdę obiektywny punkt widzenia? Odpowiedź brzmi – nie. To dosłownie, fizycznie niemożliwe. Jest zbyt wiele zmiennych. W grę wchodzi zbyt wiele dziedzin i wzorców. Oczywiście możemy próbować. Możemy dążyć do objawienia. Ale nigdy go nie znajdziemy. Przenigdy…
W ten sposób uświadomiłem sobie, że dopóki istnieją templariusze, dopóty będą próbować naginać rzeczywistość do swej woli. Oni wiedzą, iż nie istnieje prawda absolutna – a jeśli istnieje – nie jesteśmy w stanie jej dostrzec. I zamiast niej szukają własnych wyjaśnień. To siła napędowa tak zwanego „Nowego Porządku Świata”. Przekształcenie egzystencji na własne podobieństwo. Nie chodzi o artefakty. Ani o ludzi. To tylko narzędzia. Chodzi o pojęcia. Jakież to sprytne. Bo czyż można wojować z pojęciem?
To broń idealna. Brak jej formy fizycznej, lecz może zmieniać świat na wiele, często brutalnych sposobów. Nie można zabić wiary. Nawet jeżeli zgładzi się wszystkich wyznawców, zniszczy zapisy – to tylko odsunięcie nieuchronnego. Pewnego dnia, ktoś ponownie odkryje tę wiarę. Wymyśli ją na nowo. Sądzę, że nawet my, asasyni, po prostu na nowo odkryliśmy Zakon starszy od samego Starca…
Attis. Dionizos. Horus. Kriszna. Mitra. Jezus. Ich życia pełne są podobieństw. Wydaje mi się, że jest ich zbyt wiele. Boskie dziedzictwo. Oskarżenie. Uczniowie. Czynienie cudów. Zmartwychwstanie…
Jak to możliwe?
A może to niemożliwe… Może to ta sama historia opowiadana przez wszystkie epoki? Zapożyczana i zmieniana tak, by pasowała do swoich czasów? Rozwijająca się wraz z narzędziami i językiem? Czy to opowieść zrodzona z faktów, czy fikcji? A może z obu? Może te postacie to ta sama osoba – której życie przedłuża i zmienia Fragment Edenu?
Al Mualim opisywał Jezusa jako prawdziwego człowieka – śmiertelnika, który do mistrzostwa opanował sztukę manipulacji. A co, jeśli się mylił? Jeżeli ci ludzie są prawdziwi – i byli między nami już wielokrotnie – czy to oznacza, że powrócą? Może są tu i teraz? Tyle pytań, a z każdym dniem jest ich coraz więcej…
Przez wiele lat ukryte ostrze było naszym wiernym kompanem. Niektórzy mogliby powiedzieć, że ono nas definiuje – i nie pomyliliby się bardzo. Bez ostrza nie odnieślibyśmy tak wielu sukcesów. Lecz to narzędzie zaczęło się starzeć – więc podjąłem pracę nad modyfikacjami wykraczającymi poza zlikwidowanie potrzeby usunięcia sobie jednego palca, by sprawnie władać tym narzędziem.
Pierwszym dodatkiem jest metalowa płytka, służąca do odbijania ciosów. Inni asasyni uważają, że jest wykuta z nowego metalu – i przypisują mi odkrycie jego formuły (zapisanej na tej stronie). Dobrze, że nie znają prawdy.
Pracowałem też z Malikiem nad opisaniem nowych sposobów zabijania: z powietrza, z krawędzi i z kryjówek. To podstawy, ale jakże istotne.
Trzecia i ostatnia modyfikacja jest najprostsza – drugie ostrze – takie samo jak pierwsze. Jeżeli asasyn musi zlikwidować dwa cele, wystarczy tak wymierzyć uderzenie, by trafić oba jednocześnie. Ilość tych ostrzy będzie bardzo niewielka, ponieważ trudno zdobyć metal, z którego je wykuwamy. Muszę przemyśleć, komu pozwolę dzierżyć dwie klingi…
Człowiek pragnie zawładnąć wszystkim, co napotka. Chyba mamy w naturze chęć panowania nad naszym otoczeniem. Lecz to nie powinno dotyczyć innych istot ludzkich. Z każdym dniem coraz więcej z nich zostaje sługami – pod przymusem lub przez kłamstwa. Inni, choć nie są tak bardzo zniewoleni, uważają się za bezwartościowych. Widziałem, jak mężczyźni oskarżają kobiety. Słyszałem okrutne słowa kierowane do przybyszów z innych krain. Widziałem, jak cierpią ci, którzy wierzą w coś odmiennego lub zachowują się inaczej…
Często rozmawiamy o takich sprawach – obserwując wszystko z iglic Masjafu. Jak możemy to powstrzymać? Jak zachęcać do tolerancji i równości? Czasami dyskutujemy o edukacji, uważamy, że wiedza uwolni nas od niemoralności. Lecz gdy idę ulicą i widzę niewolników sprzedawanych na targu – serce mi zamiera. Kiedy widzę męża rzucającego w swą żonę wyzwiska i kamienie, twierdzącego, że kobieta żyje, aby mu służyć – me pięści zaciskają się same. A kiedy widzę dzieci odbierane rodzicom, aby mogły przynosić zyski innym – wysłane na pewną śmierć pod pustynnym słońcem…
…w takie dni nie wierzę, by dialog mógł coś zmienić. W takie dni zastanawiam się tylko, jak zabić winowajców.
16-30[]
Jabłko jest czymś więcej niż świadectwem przeszłości. W jego skomplikowanym, błyszczącym wnętrzu znalazłem przebłyski tego, co nadejdzie. Coś takiego powinno być niemożliwe. Może nie jest. Może to tylko sugestia. Skąd mogę wiedzieć? Jak się upewnić?
Rozmyślam nad konsekwencjami tych wizji: to obrazy przyszłych zdarzeń – czy tylko możliwe scenariusze? Czy możemy mieć wpływ na wynik? Czy ośmielimy się spróbować? A jeśli to zrobimy, to czy nie doprowadzimy do tego, co ujrzeliśmy?
Jestem rozdarty – jak zawsze – pomiędzy działaniem a bezczynnością – czy mój wybór mógłby coś zmienić? Czy powinienem coś zmienić? Ale zatrzymam ten dziennik. Czyż nie jest to próba zmiany – a może zagwarantowania – tego, co widziałem?
Widziałem wiele, ale nic nie trapi mnie tak, jak widok płomieni… Słupy ognia były tak wielkie, że zdawały się przebijać nieboskłon. Ziemia grzmiała i drżała. Góry pękały na dwoje. Wielkie stalowe wieże rozpadały się, ich wnętrza spadały na ziemię… Wszędzie było słychać krzyki. Wciąż słyszę echo tego przerażającego chóru.
Jakież szaleństwo ujrzałem? Czy to oni? Ci, Którzy Byli Przed Nami… Tam się udali? W ogień? W proch? Może właśnie tej niszczycielskiej siły szukają templariusze. Żeby nas nią straszyć i wymuszać oddanie. Gdyby posiadali tak mroczną siłę, nie byłoby dla nas żadnej nadziei – mogliby zamordować cały świat…
Musimy się kryć. Być cicho. Sekretnie wpływać na bieg historii. Lecz moi bracia i siostry nie zgadzają się ze mną. Kiełkuje w nich złość, twierdzą, że nie powinniśmy się ukrywać. Według nich spowolni to naszą pracę. Lecz nie zdają sobie sprawy z ryzyka. Ujawnienie się byłoby zbyt niebezpieczne. Obawiam się, że uznano by nas za szaleńców i zaatakowano. Tak się to odbywa. Zawsze. Jedno wiem na pewno, ludzie niczego się nie uczą, jeśli tylko się do nich mówi. Trzeba im pokazywać. Sami muszą wyciągnąć wnioski. Jeżeli powiem komuś, żeby był uprzejmy, tolerancyjny i miał otwarty umysł – te słowa zginą, nim zdążą coś zmienić. To byłoby marnotrawstwo. Dlatego nie możemy zejść z obranej drogi…
Legenda opowiada o Złotym Runie. Czy mogą być ze sobą powiązane?...
…Udoskonaliłem proces metalurgiczny, dzięki czemu mogę produkować pancerze, jakich świat nie widział…
…Są bardzo wytrzymałe, a przy tym tak lekkie, że zapewniają całkowitą swobodę…
…W mej głowie strach miesza się z zachwytem. Stworzyliśmy coś, co z pewnością zmieni oblicze wojny, czyniąc właścicieli tych pancerzy prawie niezwyciężonymi…
A może ich stworzenie było błędem. Zastanawiam się nad zniszczeniem formuły. Co stanie się, jeżeli wpadnie w ręce naszych wrogów? Ryzyko jest za duże…
Studiowałem starożytne pogańskie wyznania, które istniały przed tą ostatnią obsesją na punkcie jednego, boskiego stwórcy. Koncentrowały się one bardziej na fundamentalnych siłach wpływających na nasz świat niż na arbitralnych zasadach moralnych…
Słońce wschodzi o poranku, a zachodzi wieczorem. Przypływ przychodzi i odchodzi. Trawa rośnie, schnie, umiera, by wkrótce na powrót wyłonić się z ziemi. Powietrze nagrzewa się, a potem ochładza. Jakaś ukryta energia trzyma nas na ziemi i ściąga nas z powrotem, gdy próbujemy się od niej oderwać.
Kiedyś, każdy z tych ruchów był reprezentowany przez boga lub boginię. Każda siła miała swoją twarz, uważano ją za coś wyjątkowego i potężnego. Istniały powiązania między tymi siłami – panteon pojedynczych duchów – zasad. Niewidzialne ręce kierujące rozwojem otaczającego nas świata.
I próbowano skategoryzować, przebadać, wyjaśnić i zrozumieć, jak wszystko działa – czasem błędnie. Lecz teraz tego nie ma. Teraz mamy polegać na dużo prostszym wyjaśnieniu. Jaką naiwnością jest wiara, że na każde pytanie jest tylko jedna odpowiedź. I na każdą tajemnicę. Że istnieje jedno, władające wszystkim, boskie światło. Podobno to światło niesie nam prawdę i miłość. Według mnie, to światło nas oślepia – i zmusza do pogrążenia się w ignorancji.
Czekam na dzień, w którym ludzie odwrócą się od niewidzialnych potworów i powrócą do bardziej racjonalnego postrzegania świata. Lecz te nowe religie są tak wygodne – obiecują bardzo surowe kary za ich odrzucenie – obawiam się, że przez strach będziemy kurczowo trzymać się największego z kłamstw.
Z roślin rosnących w tej okolicy można wytwarzać wywary. Bardziej egzotyczne gatunki można czasem nabyć od kupców i podróżników, lecz właściwości tych roślin są słabiej udokumentowane i wymagają dalszych badań.
Tradycyjne przyrządy alchemiczne mogą służyć do destylacji trucizny. Należy zachować ostrożność, ponieważ niektóre trucizny mogą przenikać przez skórę. Wielu straciło życie przez lekkomyślność.
Ostrze należy wydrążyć dokładnie według podanych wskazówek. Odstępstwa mogą wytworzyć pęknięcia w metalu, przez co klinga osłabnie i może zostać złamana.
Co uczynić z tą mapą? Zdaje się, że przedstawia cały świat. Nie jest płaski, jak się powszechnie uważa, ale okrągły – jak kula. Jak Jabłko. Lecz jak to możliwe? A jeszcze dziwniejsze są rzeczy widoczne na mapie krainy – wielkie połacie nieznanego. Niezbadanego. Tak wiele miejsc do odkrycia… Czy są tam jacyś ludzie? Tacy jak my? A jeśli nie, to czym się różnią? Muszę poznać odpowiedzi. Może za jakiś czas będę mógł podróżować. Wyznaczyć kurs i znaleźć własną drogę do tych odległych krain…
Czasami tęsknię za rodziną… A przynajmniej za myśleniem o niej. Nie znałem dobrze mych rodziców, mimo, że oboje mieszkali w tych murach. Takie były nasze obyczaje. Może byli smutni, ale nie okazywali tego – to było zabronione.
Natomiast ja spędziłem większość młodości na szkoleniu i nie miałem czasu rozmyślać nad rozłąką. A gdy w końcu ich straciłem, ni różniło się to od śmierci dwójki obcych ludzi. Al Mualim był mi niczym ojciec, a jego miłość była słaba i nieszczera, choć w tym czasie wystarczało mi to – tak było lepiej. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Pewnego dnia będę miał dziecko – taki jest zwyczaj naszego Zakonu. I nie popełnię tego samego błędu. I nie popełni go nikt, kto zowie się asasynem. Będzie nam wolno kochać nasze dzieci – i być przez nie kochanymi. Al Mualim uważał, że takie więzi osłabiłyby nas – spowodowałyby, że się załamiemy w chwili zagrożenia życia. Lecz jeśli walczymy w słusznej sprawie, miłość ułatwi takie poświęcenie, bo będziemy robić to dla tych, których kochamy.
Mam już odpowiedź. Znam prawdę. Nigdy więcej nie dotknę tej przeklętej rzeczy. Lepiej, żeby nikt tego nie robił. W końcu próbowałem ją zniszczyć, lecz nie chce się zginać, łamać ani topić. O ironio – jestem pewien, że Jabłko powiedziałoby mi, co robić, gdybym tylko spytał. Lecz taka obietnica to za mało. Zawsze ma dla mnie jakiś podarunek. Muszę się powstrzymać. Więc zostanie zamknięte. Zabierzemy je na wyspę – kiedyś należącą do nich, teraz do nas. Jest tam skarbiec – dobrze ukryty – to będzie musiało wystarczyć. Podejmuję ryzyko, zostawiając artefakt, który ktoś mógłby znaleźć. Ale bardziej niebezpieczne jest trzymać je blisko. Z czasem zaczęłoby mnie kusić. Jestem słaby. Jak my wszyscy. Kto mógłby się oprzeć? Och, jakie rzeczy widziałem… Cała opowieść jest w tym tekście. Nie między wierszami, lecz pod nimi. Tam, gdzie może sięgnąć tylko twój wzrok. Przekonaj się sam. Może uda ci się to, co nie udało się innym. Czas płynie – przynosząc nowe odkrycia i wynalazki. Może pewnego dnia drzwi się otworzą, a wiadomość zostanie dostarczona. Będą mieli swego proroka.
Rośniemy w siłę. Codziennie do naszej fortecy przybywa więcej ludzi. Mężczyzn i kobiet. Młodych i starych. Z różnych krain. Różnych wyznań. Każde z nich opowiada podobną historię – o odkryciu pierwszej części naszej wiary: nic nie jest prawdziwe.
Jednak za często odkrycie ich psuje. Tracą moralność, pewność i poczucie bezpieczeństwa. Wielu popada w szaleństwo. Musimy ich poprowadzić. Pomóc wrócić do zdrowia. Ich umysły nie mogą być wypełnione bajkami, lecz wiedzą. Dajmy im odpowiedzi – powinny być one trudne i złożone. Bo takie jest życie.
Sukces! Potrafimy zmienić strukturę ukrytego ostrza tak, żeby służyło do wystrzeliwania małych pocisków. Może zadawać potężne obrażenia – nawet z dużej odległości. Przyznaję, droga do tego była… co najmniej ryzykowna. Ale odkrywałem ją powoli, a przy odpowiedniej koncentracji Jabłko można wykorzystywać bez szkodliwych skutków. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Walka bronią strzelecką nie jest dla nas nowością, obserwowaliśmy ją u naszych wschodnich sąsiadów. Lecz ich broń była o wiele większa – nie nadawała się do naszych potrzeb. Znalazłem sposób pomniejszenia ich konstrukcji tak, by broń można było nosić na nadgarstku.
Udoskonaliliśmy też formułę prochu strzelniczego, możemy go produkować z powszechnie dostępnych składników. To niebezpieczna wiedza, powinniśmy dzielić się nią tylko z najbliższymi sojusznikami…
Na wschodzie zbierają się czarne chmury – tak wielka i potężna armia sprawia, że cała kraina zaczyna się niepokoić. Ich wodzem jest człowiek o imieniu Temudżyn, który nazwał się Czyngis-Chanem. Przemierza ziemię, podbijając wszystkich, którzy staną mu na drodze. Nieważne, co nim kieruje, trzeba go powstrzymać. Gdybym był młodszy, mógłbym w tajemnicy podjąć się tego zadania – bo podejrzewam, że zamieszany jest w to Fragment Edenu. Lecz najlepsze lata mam już za sobą. Muszę przekazać misję innym. Czas, bym porozmawiał z naszymi synami. Pojedziemy tam razem, aby przeszli próby i powstrzymali to zagrożenie.
Wkrótce odejdę z tego świata. Nadszedł mój czas. Ta świadomość nieustannie przepełnia me myśli. Wiem, że części mego ciała zostaną zwrócone Ziemi. Lecz co stanie się z mą świadomością? Moją tożsamością? Czyli – co stanie się ze MNĄ? Podejrzewam, że to będzie koniec. Nie będzie następnego świata. Ani powrotu do tego. Na zawsze.
Nasze żywoty są tak krótkie i nic nie znaczące. Kosmos nie dba o nas. Ani o to, co zrobiliśmy; czy czyniliśmy dobro czy zło. Nie miałoby znaczenia, gdyby zdecydował się wykorzystać Jabłko, zamiast je ukrywać. Nie ma oczekiwania. Nie ma objawienia. Nie ma Sądu Ostatecznego. Jest tylko cisza. I ciemność. Absolutna ciemność… i zacząłem się zastanawiać – może jest jakiś sposób na powstrzymanie – albo przynajmniej opóźnienie – objęć śmierci?
Ci, Którzy Byli Przed Nami, z pewnością nie byli tak słabi i wątli jak my. Ale przysiągłem, że nie wykorzystam artefaktu i nie zajrzę do jego wnętrza. Ale czy jedno ostatnie spojrzenie może zaszkodzić, skoro me życie i tak dobiega końca…?